wtorek, 11 marca 2014

1.5 Boje się.

- Ladniutka...- powiedział szatyn z turkusowymy oczami wstając i podchodząc do mnie. popatrzył mi w oczy, a ja spuściłam głowę nie odzywając się.
- Louis... - ostrzegł go Zayn. Umm więc ten szatyn to Louis...
- No co? - zapytał i zrobił dziwną mine. - podziel się! - powiedział a wszyscy sie uśmiechnęli. Nie jestem rzeczą!
- ile ma lat? - zapytał szatyn z burzą loków na głowie.
- No właśnie.... - popatrzył na mnie Zayn. - ile masz lat? - Zapytał a ja wciąż stałam w miejscu i patrzyłam w ziemię. Po moich plecach przebiegło tysiące dreszczky, kiedy poczułam zimne ręce na mojej brodzie unoszące moją twarz. W pewnym momencie moje tenczówki spotkały tenczówki Zayna.
- Umisz ty w ogóle mówić? - wciąż się nie odezwałam. Boje się...
- Zayna radzę nie ignorować. - Powiedział Louis. Starałam się zainteresować moimi sznurówkami, podeszwami, whatever. Moje buty jeszcze nigdy nie były takie nudne...
- Słyszałaś kolege?! - Zayn podniósł głos i złapał mnie mocno za policzki. Nie odezwałam sie tylko kiwnęłam twierdząco głową. Zaczęłam się cała trząść, a w moich oczach pojawiły się łzy.
- Niall pokaż jej pokój. - Powiedział. Jak na zawołanie blondyn wstał, podszedł do mnie i podał mi rękę. Niepewnie ją złapała i popatrzyłam w oczy Nialla. Ma piękne oczy. Ogólnie jest przystojny... nie za wysoki... w sam raz.... kurwa co ja mówię Zoe ogarnij! Krzyczała moja podswiadomość.
- pozwolisz. - zapytal Niall spoglądając na waliskę. Cóż lekka ona nie była... kiwnęłam głową twierdzaco, a on ja wziął i wyszliśmy z pokoju. Szliśmy długim korytażem w ciszy. Kiedy doataliśmy się do przedostatniego korytaża przy schodach, po lewej , Niall zamknął drzwi i położył walizkę na fotelu. Pokój był średniej wielkości. Byl w nim taki mały 'balkonik' na którym było łóżko *. Na dole stało biórko z jasnego drewna, koło niego było czarne, skórzane krzesło obrotowe. Ponad to były tam różne szafki i meble z jasnego drewna. 3 ściany były pomlowane na różne odcienie popielatu **. Na czwartej ścianie była kolorowa tapeta przedstawiająca jakies małe, pomarańczowo - czerwono - różowych domków zachodzących na siebie. Wszystko się cudownie komponowało.
- i jak ... podoba sie? - Zapytał a ja kiwnełam głową.
- Niall jestem. - Znów się odezwał.
- Z-Zoe. - Powiedziałam nieśmiało. Wow
- Jednak umiesz mówić. - Powiedział, uśmiechnął się, a w jego policzkach pojawiły sie małe dołeczki. Wyglądał słodko... do tego te idealnie białe zęby przykryte aparatem... STOP!
- Więc.. opowiesz mi cos o sobie? - Zapytał.
- Mam 17 lat... Moja matka nie żyje.. moj ojciec pije... sprzedał mnie.. żeby miec na alkochol... - powiedziałam a po moim policzki spłynęła łza. Niall otarł ją ręką i założył kosmyk włosów za ucho. Zaczerwieniłam się.
- Jesteś piękna. - Powiedział . Zoe nie zakochuj się!!! Zaczęłam znów się trząść...
- Nie... - Powiedziałam i spóściłam głowę. Nie...
- tak. - powiedział i dotknął ręką mój policzek. Po moim ciele po raz setny przebiegły dreszcze.
- Ekhem... - usłyszeliśmy jak ktoś odkżąknął. Odwróciliśmy się i ujrzeliśmy....




***

Rozdział pisany na tablecie, przepraszam za błędy.

sobota, 22 lutego 2014

1.3 - Przyjemny ból.

Przytuliłam się do brata tym samym mocząc mu rękaw. Wstyd mi, że jestem taka słaba, że nie daje sobie z tym rady. Wstyd mi, że brat widzi jak płaczę. Muszę przestać się mazać. Musisz byc silna Zoe. Dla brata. Dla mamy.
- przepraszam na chwilę. - Powiedziałam i wyszłam z pokoju Eda idąc w stronę łazienki. Nie daje sobie już rady. Jestem wykończona psychicznie. Przemierzałam ciasny korytaż idąc w stronę jasnych drzwi. Otworzyłam je i weszłam do pomieszczenia. Odwróciłam się i zamknęłam drzwi naa klucz. Tak dla pewności. Podeszłam do szafki nad lusterkiem i wyciągnęłam z niej małe pudełeczko, a z niego z kolei żyletkę. Zamknęłam na chwilę oczy. Nie wiem. Bałam się? Rzuciłam przelotne spojrzenie na moje state blizny na nadgarstku. Wyglądały strasznie ochydnie. Ale nie potrawfię. Nie dbam o to. Nie mam już siły.
Przejechałam niepewne po wewnętrznej stronie ręki. Chwilę później krew zaczęła delikatnie spływać po moich rękach i kapać do umywalki. Bolało, ale to był 'przyjemny ból'. Zrobiłam jeszcze klilka mniejszycz cięć i zawinęłam rękę w bandarz. Ten z kolei zakryłam rękawem. Spłukałam krew, która nakapała do umywlki i schowałam żyletkę do szawki.
Spojżałam w lustro. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Kiedy na siebie patrze czuję obrzydzenie. Jestem ochydna. Ohydna i słaba. Po chwili jednak ocknęłam się i wyszłam z łazienki jak gdyby nigdy nic. Poszłam do pokoju i włczyłam muzykę na cały głos. Własnie leciał James Artur - Impossible.

Jest już po 21. Usłyszałam pukanie do dzwi. O tej godzinie? Podeszłam na palcach do drzwi, chcąc słyszeć rozmowy, które dobiegały z dołu. Jakiś mężczyzna mówił coś o swoim synie, a mój ojciec tylko przytakiwak. Dobra nie moja sprawa. Wróciłam do odrabiania lekcji. Kiedy uporałam się z matematyką podeszłam do szafy i zaczęłam w niej grzebać w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego do szkoły. Po chwili dobrze słyszane rozmowy ucichły. Usłyszałam kroki a już po chwili drzwi do mojego pokoju zostały gwałtownie otware. Ujżałam w nich dwóch ogromnych mężczyzn i mojego ojca, który uśmiechał się hytro.
- Zoe pójdziesz z tymi panami. - Powiedział a na jego twarzy zagościł jeszcze większym tajemniczy uśmiech. O co chodzi?!
- Nie mam zamiaru. - odpowiedałam krzyżując ręce na piersi. Ojciec spojrzał na mężczyzn i za chwilę oni ruszyli w moim kierunku. Zaczęłam uciekać. Ominęłam ich sprytnie i ruszyłam w strone drzwi. Uciekłam z mojego pokoju. Kiedy myślałam, że mi się udało wpadłam w ramiona jakiegoś młodego chłopaka.
- czyżbyś uciekała przed swoim ojcem i tymi dwoma? - zapytał seksownym głosem. Był całkiem ładny... nie odezwałam się, tylko kiwnęłam głową. Chłopak zaśmiał się. - cóż. Widzę, że jeteś buntownicza... Zaynowi się spodobasz. - Kto to kurwa jest Zayn. Już miałam go o to zapytać, ale ujżałam tych 2 zbirów zbiegających po schodach z moim ojcem, a za nimi był Ed.
- Jesteś spakowana?- Zapytał mnie ojciec. Żygam nim. Odpowiedziałam mu ciszą.
- dobrze, więc zostaniesz w tym ci jesteś. - powiedział. Młody chłopak nadal mnie trzymał. Chwilę później podbiegł do mnie Ed.
- Zoe co się dzieje? - Zapytał przerażony.
- sama bym chciała wiedzieć. - rozglądnęłam się dookoła.
- Już wam wyjaśniam! - powiedział ojciec...

***

Rozdział nieco krótki, ale yolo.
Miłego tygodnia marcheweczki <3

1.4 Sprzedana.

- otóż jak wiecie, renta dla bezrobotnych nie jest zbyt duża, a że wy tylko wydajecie pieniądze postanowiłem się pozbyć jednego z was. - zrobił pauzę. Czy on jest nie normalny?! - i postanowiłem pozbyć się Zoe. Jest młoda, ładna, więc ją sprzedałem. - powiedział jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. On serio jest chory na umyśle...
- co-o? - patrzyłam na niego niedowierzając.
- Głucha kurwa jesteś?! - wydarł sie ojciec. Po moich plecach przeszły ciarki.
- Czyli... Zoe nie będzie z nami mieszkać? - zapytał Ed.
- Kochanie to tylko na chwilę. Za niegługo wrócę. - podeszłam do niego i przytuliłam go, ale on mnie odepchnął.
- Zoe wiem, kto to dziwka! Wiem, że moge cie już więcej nie zobaczyć. - krzyczał.
- nie chce wam przerywać, ale za 30 min będzie tutaj kierowca. Oh i Zoe jeśli nie chcesz, dosłownie, chodzić nago, radze ci się spakować. A i wyrywanie tutaj nic nie da, bo nie masz wyboru. - powiedział młody mężczyzna i uśmiechnął się pogodnie.
- dobrze. - powiedziałam i ruszyłam w stronę schodów na piętro.
- grzeczna dziewczynka.- powiedział brunet.
- Tak po prostu sie poddasz?! - krzyczał Ed. - nie możesz...
- Ed będzie dobrze. Jakbym stawiała upiór to jeszcze mogliby coś tobie zeobić. Kocham cię.- powiedziałam i opuściłam pomieszczenie.

Zaczęłam wrzucać byle jakie ciuchy do walizki. Może jeszcze dokońca nie dotarło do mnie ci co sie stało... zawsze byłam przy Edzie. Starałam mu zastąpić matkę... teraz miałby zostać sam?
Nie, nie, nie! Stop! W jednej chwili obudziłam w sobe ducha walki. Otworzyłam okno i spojrzałam w dół. Kurwa za wysoko... zastanawiałam się chwilę, co zrbić, aby dostać się nadół... napewno nie skocze...
Zastanawiałam się, ale po chwili zamknęłam okno. Przeszłam na półpiętro,spoglądając przez barierkę, czy nikt mnie nie widzi. Kiedy upewniłam się, że jestem bezpieczna otworzyłam okno i spojrzałam w dół. Do ziemi jest jakieś... 4 metry? Dobra, skacze. Wzięłam głęboki oddech i po chwili byłam na dole. Uff.. tylko co teraz? Nie ważne.
Zaczęłam biec w stone domu Sophie. Co jakiś czas spoglądałam za siebie upewniając się, że nie jedzie za mną nic. Wzdrygnęłam się, kiedy usłyszałam za sobą krzyki. Automatycznie zaczęłam biec szybciej, ale moje nogi coraz bardziej odmawiały posłuszeństawa.
Kiedy byłam już na osiedlu koleżanki, poczułam ręce oplatające się wokół mojej klatki piersiowej, które bez problemu unoszą mnie do góry.
- Puść mnie ty dupku! Huju jebany! Pomo....- moje krzyki ucichły, kiedy poczułam, jak koleś za mną zakłada mi na buzię taśmę. Jezu kto normalny nosi przy sobie taśme?
Wyrywałam się jęcząc, ale to nie dawało rezultatów. Poddałam się po dłuższym czasie utraty sił.
- Jesteś taka uparta... - sapnął mi do ucha brunet *. Po moim ciele przeszło tysiąe dreszczy. Stałam w bezruchu, po czym zostałam wepchnieta do wielkiej limuzyny. Chłopak zdjął mi taśmę z ust, a ja tylko krzyknęłamm 'kocham cie Ed!'. Drzwi zatrzasnęły się, a ja zaczęłam płakać. Z tego wszystiego nie zauważyłam, że w limuzynie koło mnie siedzi jakiś pan. Na oko miał 50 lat. Przyglądałam mu się. Może to on mnie kupił? Brr wzdrygnęłam się na myśl o pieprzeniu z 50latkiem.
Trwała niezręczna cisza, którą ja postanowiłam przerwać.
- do kąd jedziemy? - zapytałam mężczyznę.
- Do bradford, panienko. - powiedział - od dzisiaj będziesz tam mieszkać. - dodał i położył rękę na moim udzie.
- kiedy wrócę do domu? - zapytałam ignorując jego ręke.
- Jak Zayn tak powie.- znów zaczęłam się zastanawiać, kto to Zayn.
- kto to Zayn?- zapytałam bez wachania.
- To mój najstarszy syn. Od teraz należysz do niego, i jego przyjaciół. - co to kurwa znaczy. Ręka 50-ęcio latka powędrowsła wyżej. Automatycznie odsunęłam się.

Po jakiejś godzinie jazdy wjechaliśmy na podjazd wielkiego domu. Na podwórku był taras, basen, jacuzzi i wszystkie wypasy, jakie można sobie wyobrazić.
Trzymałam swoją walizkę dwoma rękami. Rozglądałam się dookoła, a młody chłopak złapał mnie za rękę i zaprowadził w strone drzwi frontowych. Bałam się.
Weszliśmy do środka. Zimne kafelki na podłodze chłodziły moje nogi. Dom był w stoniwanych barwach bieli i czerni. Na ścianach było pełno fotografii, platynowych i złotych płyt, a na pułkach stały statuetki. Gdzie ja kurwa jestem?!
Wszyscy , łączne ze mną udali sie do salonu.
- Zayn podejdź tu na chwilkę! - krzyknął mężczyzna, a po chwili ujżeliśmy niezwykle przystojnego i 'wyżeźbionego' mulata w samych dresach. Zaczęłam się trząść.
- Kto to jest? - zapytał Zayn, jak sądze stojąc przede mną, tylko trochę dalej.
- Nie wstydź się. - powiedział ten młody chłopak i pchnął mnie do przodu, a ja niezdarna upadłam na kolana . Syknęłam z bólu, kiedy moje nogi spodkały zimne kafelki.
- To twoja dziwka. - powiedział jego ojciec a we mnie coś pękło. Nie jestem dziwką. Wciąż klęcząc spuściłam głowę patrząc w kafelki. Zayn podszedł do mnie, uklęknął, złapał mnie za podbrudek unosząc moją twarz tak, że patrzyłam w jego głebokie brązowe oczy. Nic nie powiedział, tylko patrzył na mnie lodowatym wzrokiem.
- chodź .- warknął, a ja wciąż siedziałam. Popatrzył na mnie z pogardą. - kurwa chodź ! - wydarł się, a z moich oczu poleciała łza. Leniwie wstałam, i ruszyłam za nim schodami w górę. Mijaliśmy mnóstwo pokoi , aż w końcu weszliśmy do tego na końcu. Gdy przekroczyłam próg drzwi zamarłam. Na ścianie było wielkie, piękne grafiti. Rozejżałam sie jeszce raz po pokoju. Była w nim pozostała czwórka. Czyżby to byli ci ' przyjaciele ' Zayna? Najdziwniejsze jest to, że skondś ich kojarzę.... wtedy spojrzałam na jedno zdjęcie na ścianie i mnie olśiło. To One Direction... Yay < sarkazm >. Nigdy nie byłam 'directioners'.
Gdy juz sie ocknęłam zobaczyła, że każdy na mnie patrzy. Przypomniałam sobie, co ja u naprawdę robie...
- Chłopaki to jest Zoe i od dzisiaj należy do mnie. - Powiedział z udawanym podekscytowaniem i uśmiechał ję triumfalnie. Reszta zmieżyła mnie wzrokiem.

***


Okej to mamy następny, nieco dłuższy rozdział <3

sobota, 1 lutego 2014

1.2 Krzyki.

Wysiadłam na przystanku zaraz koło szkoły.  Pod szkołom oczywiście stała grupka dziewczyn, które myślą, że są najlepsze bo mają bogatych tatusiów i tlenione włosy. Oczywiście nie obyło się bez złośliwych komentarzy na temat mój, mojego taty itp. Tylko że mnie nie obchodzi opinia innych. Wiem, że mój tata jest okropny. Podeszłam do mojej szafki, otworzyłam ją i wyciągnęłam z niej potrzebne rzeczy wkładając je do torby. Popatrzyłam na środkową stronę drzwiczek od mojej szafki. Miałam tak min. Zdjęcie mamy i brata. Schowałam na chwilę twarz w dłoniach. Zamknęłam oczy. Obawiałam się przyszłości. tego, że nigdy nie będę szczęśliwa, że nikt nigdy mnie nie zechce. Podwinęłam lekko rękaw i spojrzałam na moje świeże blizny. 
- hej Zoe! - Wzdrygnęłam się, kiedy usłyszałam głos przyjaciółki. Natychmiast spuściłam rękaw i zatrzasnęłam szybko drzwiczki od szafki.
- Soph! - Powiedziałam przestraszona. - hej. - dodałam po chwili.
- Coś ty taka wystraszona? - Zapytała i zaśmiała się. Jejku ja jej tak zazdroszczę... jej rodzice się kochają, jest piękna, ma idealną sylwetkę. 
- Nie wiem. - Powiedziałam smutno. 
- Ejej nie smutaj. - powiedziała słodko i przytuliła mnie.- Kochanie wiem, że ci trudno, ale uwierz mi. Będzie dobrze. Po każdej burzy musi wyjść słońce. A poza tym nie masz jakoś najgorzej. Wiem, że z tatą ci się nie najlepiej dzieje, ale pomyśl o tym, że twoja mama musi być teraz naprawdę szczęśliwa gdzieś tam w niebie. -
powiedziała co naprawdę podniosło mnie na duchu. Ja po prostu Kocham Sophie. Ona jedyna, poza Edem wie jak mi poprawić humor nawet w najgorszy dzień. Co ja bym bez niej zrobiła?
- Dziękuję. Dziękuję, za wszystko. - powiedziałam, a ona jeszcze szerzej się uśmiechnęła. 
- Co teraz mamy ? - Zapytała wciąż się uśmiechając. 
- Chemię. - Odpowiedziałam. Chwilę później zadzwonił dzwonek. Wspólnie z Sophie udałyśmy się pod klasę nr 24. gdzie miałyśmy chemię. 

- A więc związek chemiczny jest wtedy gdy... - Nauczyciel tłumaczył coś, ale ja i tak wiedziałam, ze nic z tego nie zapamiętam . Słuchałam panią od chemii patrząc tępo w ścianę. JEJKU NIC NIE ROZUMIEM. 
Po równych 45 minutach męki nastało 10 minut odpoczynku dla uczniów i nauczycieli. Lubiłam chodzić do szkoły. Lubiłam spędzać czas poza domem. Mogłam wtedy wyrwać się od tego wszystkiego, co mnie dołuje, a za razem miałam pewność, że Ed także jest bezpieczny. Jego bezpieczeństwo jest dla mnie najważniejsze.

Po szkole wróciłam od razu do domu. Gdy tylko przekroczyłam próg usłyszałam krzyki.
- Nie dam ci tych pieniędzy! Nie przyczynie się do twojej śmierci! - Krzyczał Ed. Czym prędzej pobiegłam do salonu wtulając w siebie brana, na kórego ojciec znowu podniósł rękę. Jednak kiedy osłoniłam go własnym ciałem ja dostałam. Nieszczęśliwym trafem odstałam w głowę. Natychmiast złapałam się za bolące miejsce. Odepchnęłam Eda i kazałam mu iść do swojego pokoju. Widziałam w jego oczach łzy.
- Nie zostawię cię. - powiedział Ed.
- Idź. Do. Swojego. Pokoju. - Powiedziała a on mnie posłuchał.

- Jak ci nie wstyd od dziecka pieniądze wyciągać. - Krzyknęłam. Brzydziłam się ojcem .
- Moje pieniądze! Które zarobiłem! - Krzyknął .
- Ty zarobiłeś? Całe życie mama pracowała, zarabiała na chleb, bo ty chlałeś. Brzydzę się tobą. - Powiedziałam a ojciec mnie uderzył. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Cofnęłam się powoli wciąż na niego patrząc. Jego podkrążone oczy przyprawiają mnie o odruch wymiotni. Tak jak i cały on. Poszłam szybko do małego na górę. Kiedy wchodziłam po schodach słyszałam krzyk mojego ojca.
- Nie chcecie mi dawać pieniędzy to znajdę sposób, żeby je zdobyć. - Nie chciałam go słuchać.

- nic ci nie jest? - Zapytałam wchodząc do pokoju Eda. 
- Mi nie. Ale Zoe... On cie uderzył. Przeze mnie. - Powiedział a po jego policzku spłynęła łza. 
- Nie ważne. Oby tylko tobie się nic nie stało . - Powiedziałam   i przytuliłam się do brata. 

***

YAY XD NIKT NIE CZYTA. NIKT XD

środa, 29 stycznia 2014

1.1 Gdyby mama tutaj była...

Dzień jak co dzień. Otworzyłam oczy, kiedy gwałtowny dźwięk mojego budzika rozbrzmiał nieopodal mojego ucha. Otworzyłam delikatnie oczy. Ostre światło promieni słonecznych wdzierało się przez cienkie zasłony. Jak na kwiecień przystało jest wyjątkowo ciepło. Zeszłam na dół. Kiedy przechodziłam przez salon rzuciłam przelotne spojrzenie na ojca. Znowu leżał nachlany na kanapie.Mam tego dość. W całym domu śmierdzi alkoholem. Popatrzyłam na jego twarz. Przypomniały mi się te wszystkie chwilę, kiedy jeszcze tato był normalny. Pamiętam jak miałam ok. 7 lat pojechałam z tatą nad jezioro na ryby. Nie wiem ile bym dała, abym mogła to powtórzyć.
Zacisnęłam na chwilę powieki a z moich oczu popłynęły gorzkie łzy. Chciałabym, żeby mama tutaj była. Wszystko byłoby wtedy łatwiejsze... Stop! Zoe musisz być silna! Wytarłam łzy rękawem i ruszyłam  stronę pokoju Eda w celu obudzenia go do szkoły. Ed chodził do 1 gimnazjum, już za niedługo do 2. Jejku on tak szybko dorasta. Szkoda tylko, że bez mamy...

- Ed... Kochanie wstawaj... - Powiedziałam szturchając go lekko po boku.
- Okej zaraz wstanę... - Powiedział i przekręcił się na drugi bok. Popatrzyłam na niego jeszcze chwilę po czym wyszłam z pokoju. Zeszłam po schodach i weszłam do kuchni. Wzięłam potrzebne składniki i zrobiłam ciasto na naleśniki, które po chwili już smażyły się na patelni. Ed uwielbiał, kiedy mama robiła mu na śniadanie naleśniki.  Wiem, że to nie to samo, ale staram się. Staram się zastąpić mu chociaż w jednej setnej mamę.
- Mmm naleśniki... - Zobaczyłam Eda wchodzącego do kuchni i przecierającego oczy. Uśmiechnęłam się o niego promiennie ukrywając wielki ból.
- Wiem, jak je lubisz. Mama zawsze ci je gotowała, więc pomyślałam... że będzie ci miło kiedy... wiesz. - Powiedziałam, a moje oczy znowu się zaszkliły.

Siedziałam na przeciwko Eda w kuchni. Między nami leżał talerz z naleśnikami. obok niego stał syrop Klonowo - czekoladowy.
- płakałaś. - Powiedział Ed patrząc mi w oczy. - Czemu? - Zapytał po chwili.
- Nie... Nie płakałam. - Powiedziałam i posłałam mu uśmiech. Nie szczery, ale uśmiech.
- Kogo chcesz przekonać? Mnie czy siebie? - Zapytał ironicznie. - Ja widzę, że ty kłamiesz. - Powiedział Grzebiąc widelcem w talerzu.
- Przepraszam. - powiedziałam a po moim policzku spłynęła kolejna łza.
- Hej! Siostra! Nie płacz. - Uśmiechnął się. - C'mon! Where's this smile? - Zapytał  zabawnym głosem a ja się roześmiałam. -Od razu lepiej.
- Może i lepiej, ale jak się nie pośpieszymy będziemy iść na nogach do szkoły! - Powiedziałam i wstałam od stołu. Puste naczynia wsadziłam do zlewu. Potem pozmywam.

Poszłam na górę do pokoju. zaczęłam się zastanawiać, w co się ubiorę. Wyjrzałam na pole. Było pozornie ciepło, ale i tak wezmę długi rękaw. Chcę dzięki temu ukryć wszystkie siniaki oraz blizny, które mam przez ojca, oraz te, które mam przez własną głupotę. Ciesze się, że Ed nie widział moich blizn. Załamałby się. Nie dość, że tata go dobija , mama nie żyje to jeszcze o mnie by się martwił. Ed stał się bardzo emocjonalny po śmierci mamy. Zresztą ja też. Po chwili namysłu wybrałam ciemną bluzę z muszką Mickey, do tego krótkie kolorowe spodenki, wełniana czapka i Air Max'y. Mogłam sobie pozwolić na modny wygląd, bo kuzyni mojej mamy po jej śmierci postanowili ans wesprzeć i kupowali dużo ładnych ciuchów, które nam wysyłali.
To było miłe, ale jednak nie konieczne. Kiedy już wybrałam ciuchy poszłam do łazienki, umyłam zęby, zrobiłam lekki makijaż który zakrywał moje wory pod oczami oraz jakiekolwiek oznaki mojego nieszczęścia. Nie byłam nie wiadomo jak otwartą osobą. Kiedy już ogarnęłam twarz ubrałam się w przygotowane wcześniej ciuchy i wyszłam z łazienki. Do torby powrzucałam najpotrzebniejsze rzeczy, książki itp. Zeszłam na dół, stanęłam w korytarzu i zawołałam Eda. 
- Młody wychodzimy! - Krzyknęłam. Chwilę później zobaczyłam zbiegającego po schodach młodszego mego brat. Czym prędzej wyszliśmy z domu czekając na pomarańczowy autobus, który punktualnie zjawił się na przystanku koło naszego domu. Wsiadłam do niego, a zaraz za mną Ed. 
- Masz pieniądze na lunch? - Zapytałam brata. 
- Nie. - odpowiedział. 
- Masz. - Powiedziałam dając mu 5 funtów. 
- Dziękuję. - powiedział wysiadając pod gimnazjum. Ja miałam jeszcze kawałek do szkoły.  


 ***

Wiem, że w pierwszym rozdziale się mało dzieje, ale obiecuje, że jak już się akcja rozkręci to będzie grubo XDD
Take Care xx

Prolog.

-Mamo powiedz, że kiedyś będzie dobrze... - powiedziała dziesięcioletnia dziewczynka do swojej mamy siedząc jej na kolanach. 
- Nie bój się Zoe. Pamiętaj, że cokolwiek by się nie stało, zawsze będę przy tobie. - Powiedziała kobieta i wyjęła z torebki lizaka. - Dla ciebie kochanie. - Powiedziała. Jej ręce trzęsły się ze strachu. Ze strachu przed osobą, która obiecała jej dozgonną miłość. Ze strachu przed osobą, dla której teraz tak naprawdę ważniejszy jest alkohol niż rodzina. 

- Wydajesz pieniądze na głupoty ! Kurwa !- Krzyknął ' tatuś ' uderzając pięścią w stół. Mała dziewczynka z lizaczkiem w ręce bardziej skuliła się w koncie. Bała się. Oplotła ramionami swojego malutkiego, pięcioletniego braciszka w obawie o niego. 
- To ja wydaje pieniądze na głupoty?! A kto przechlał większość? Ja? -  Tym razem to 'mamusia'. Postawiła się ' tatusiowi '. Mała dziewczynka tylko przygląda się po cichu całej kłótni płacząc. ' Tatuś ' się zdenerwował i uderzył ' mamusie ' w twarz. Z twarzy 'mamusi ' poleciała krew. Dziewczynka widząc to złapała braciszka za rączkę i pobiegła  z nim na górę. Schowali się w jej pokoiku pod łóżkiem. Chwile później usłyszeli ciężkie kroki zmierzające ku ich pokoikowi. Serce w piersi małej dziewczynki było jak oszalałe. Poczuła ona jednak ulgę, kiedy ' tatuś ' poszedł sobie dalej...